Poniedziałek - --
Wtorek - --
Środa - --

16-11-2012 15:03

Pisanie tekstu po zakończeniu wydarzenia jest nieco niezręczne. Co prawda funkcjonująca instytucja recenzji jest potrzebna, jednak gdy coś spodobało się bardzo, a możemy to już tylko pochwalić, a nie polecić odczucia są różne. Żal, ale też cicha chęć do nieprzyznania się do własnej opieszałości - gdyby nie ona trafiłabym na poznańskie Mediations Biennale wcześniej niż jego ostatni weekend co pozwoliłoby mi zachęcić Was do pójścia w moje ślady.

Mimo że owe wydarzenie jest stosunkowo młode - w tym roku odbyła się jego trzecia edycja, w moim odczuciu jest jednym z bardziej wartościowych tego imprez w Polsce. Z kilku względów. Różnorodność. Otwartość. Umiejętnie zaaranżowane ekspozycje.

Różnorodność i przekrojowość
Wystawy odbywające się w ramach biennale były bardzo przekrojowe. Prezentowały prace dotykające wszystkich dziedzin sztuk wizualnych, a każda odnosiła się do hasła przewodniego wydarzenia 'Niepojmowalne'.

Mediacje są wydarzeniem sztuki współczesnej, a w poszukiwaniu 'niepojmowalności' prześwietliły niemalże cały ten okres - pokazane zostały głównie prace sztuki najnowszej, lecz nie zabrakło także przykładów nieco starszych, kultowych już jak Witkacy, czy Kantor.

Różnorodność dotyczy także pochodzenia i mnogości prezentowanych artystów - łącznie wystawiono 80 artystów niemal z całego świata (oprócz wystaw głównych odbył się szereg wystaw towarzyszących, biorąc je pod uwagę liczba artystów osiąga 150). Mogliśmy oglądać prace twórców pochodzących z Chin, Stanów, Niemiec, Izraela, Algerii, Szwajcarii i wielu innych. Było też kilku Polaków.
Być może jestem w błędzie, lecz nie wydaje mi się byśmy w Polsce mieli inne wydarzenie tego typu o takim rozmachu.

Przestrzeń miejska
A to wszystko w kilku lokalizacjach, zinstytucjonalizowanych jak Muzeum Narodowe, czy Centrum Kultury Zamek ale też w tych bardziej nietypowych.

Takimi miejscami był na przykład Kościół i Galeria u Jezuitów gdzie wystawa zaaranżowana wśród przepięknej architektury była zamykana na czas trwania nabożeństw oraz Muzeum Archidiecezjalne gdzie z kolei wystawa bardzo umiejętnie została zaaranżowana wśród eksponatów ekspozycji stałej.

Czasem dość mocno trzeba było wytężyć słuch i dźwięk by pośród ikon i krucyfiksów dostrzec 'niepojmowalność'. Czasem prace w tym kontekście zyskiwały na humorze, bądź powadze jednak w obu przypadkach równie mocno zachęcały do przemyśleń. Doskonałym przykładem jest praca Macieja Olszewskiego "Mass - Power - Body" prezentująca czterech bardzo plastikowych panów gimnastykujących się wykonując mechaniczne, proste ruchy na tle tryptyku z Jezusem w koronie cierniowej i bolejącej minie. Oprócz niej piękne i przejmujące, charakterystycznie symetryczne, malarskie prace video Nicolasa Provost'a.

Tajemnicza synagoga
Jednak najbardziej atrakcyjną 'galerią' był budynek byłej Synagogi, przekształcony podczas II Wojny Światowej na krytą pływalnię Wehrmachtu. Obecnie wokół niego mówi i robi się wiele, jednak wciąż sporne jest co powinno stać się z budynkiem, który wciąż funkcjonuje jako basen. To pozwoliło nam odbyć blisko dwugodzinną wycieczkę po korytarzach, kotłowniach, łaźniach, saunach a nawet po samej niecce basenu. Ta część biennalowej ekspozycji była najbardziej tajemnicza i zaskakująca. Chodząc w ciemnościach wystawieni byliśmy na różne bodźce, wzrokowe, słuchowe, a i nie tylko: w niektórych pomieszczeniach uderzała nas fala gorąca by w następnym wejść niemalże w mróz, odczuwalna była też różnica wilgotności powietrza w poszczególnych częściach budynku. Raz jeszcze - uznanie dla zakomponowania ekspozycji. Organizatorom udało się doskonale, co w moim odczuciu nie jest częste, wykorzystać zastane przestrzenie do cna, potęgując tym przesłanie prezentowanych prac.

Warte zachodu
Tak się składa że prace, które osobiście mi spodobały się najbardziej są autorstwa Japończyków. (Co więcej wspomniany Provost w swoich video czerpie z Kurosawy, jestem więc obecnie w stanie zachwytu nad Japonią.)

Pierwszy z nich to Motohiko Odani ze swoją video-instalacją "Inferno". Przestrzenny, wysoki na kilka metrów ośmiokąt, którego wszystkie ściany są ekranami, na których widzimy strumienie spływającej wody. Przy przejmującej muzyce, bodajże chóralnym lecz niewerbalnym śpiewie jesteśmy już całkiem usatysfakcjonowani. Jednak obchodząc obiekt dookoła okazuje się że możemy wejść do środka! A tam jest po prostu pięknie! Tutaj obraz widzimy nie tylko na otaczających nas ścianach, lecz także na lustrzanym suficie i podłodze. Efekt jest niesamowity. Czujemy się wciągani w toń jednocześnie lewitując nie wiadomo w jakiej rzeczywistości. Czujemy wręcz ochotę by zanurzyć się, skoczyć w masę wody której nie widać końca. Mantra i totalne oderwanie się od stanu obecnego.

Drugi to Takashi Kuribayashi. Instalacja "Wald aus Wald" jego autorstwa wywarła na mnie równie wielkie wrażenie. Praca ta eksponowana była 'u Jezuitów'. Przez niepozorne drzwi wchodzimy do dużego pomieszczenia, gdzie zastaje nas coś niewiadomo co. Wielka organiczna forma, niczym kokon wisząca w przestrzeni i rozpościerająca się od ściany do ściany szczelnie zamykając całą przestrzeń. Chodząc po pomieszczeniu czasem mamy ją tuż tuż nad głową, czasem jednak musimy się schylić. Po chwili dopiero zauważamy, iż w tej połaci mieści się kilka otworów, wielkości akurat takiej że możemy wetknąć weń głowę. A tam .. inny świat! Piękny las, ze wzgórzystą powierzchnią z której wyrastają smukłe i wysokie drzewa. Wszystko w pięknym odcieniu bieli i absolutnie nieruchome. Niemal zaklęte. Całość nie jest pokryta bielą, lecz jest bielą samą w sobie. A mimo to nie kojarzy się z zimnem, zimą, śniegiem. Wręcz przeciwnie - ze spokojem, bezpieczeństwem a przez to - ciepłem.

Zdaję sobie sprawę iż odczucia wobec obu opisanych prac są bardzo osobiste i indywidualne, jednak jestem pewna że bez względu na przemyślenia na wszystkich odbiorcach wywarły one równie mocne wrażenie.

Jeszcze jednym mianownikiem wspólnym obu instalacji było działanie totalne - wprowadzenie nas w nową, obcą rzeczywistości, w której jednak czujemy się dobrze.
Tak dobrze że w każdej z nich podczas mojego dwudobowego pobytu w Poznaniu znalazłam się po 3 razy.

Szczecińskie Biennale
Szczecinianie nie gęsi i swoje art-wydarzenia mają.
Trwa właśnie 9.Bałtyckie Biennale Sztuki Współczesnej oraz Festiwal Współczesnego Malarstwa Polskiego. Owszem, chwali się że mamy takie imprezy, jednak wróciwszy z japońskiej krainy czystego piękna, wydają się one po prostu skromne.

Wystawy biennale owszem wartościowe, prezentują dobre prace przy których spędza się dłuższą chwilę jak choćby video Yinka Shonibare czy lightboxy Tomasza Kozaka. Być może to stosunek prac dobrych i bardzo dobrych do skali wydarzenia w ogóle prowadzi do wyniku zero do nieskończoności dla Poznania.

ZPAPowski Festiwal również ma dobre strony. Tak jak wszystko ma dobre i złe strony, tak i on pokazał kilka interesujących według mnie prac. Między innymi dowcipną "Kwadraturę banana" Maciej Bernhardta czy bardzo wrażliwe portrety Mariana Kasperczyka, który operuje fakturą i bardzo subtelnymi różnicami tonów a mimo to doskonale modeluje przedstawiane twarze.

Cieszy też pojawienie się bardzo młodych nazwisk jak chociażby związana ze Szczecinem Sonia Ruciak. Jednak, jak zawsze i z przykrością, przy zwiedzaniu tej wystawy uderza nas przewidywalność. Wydaje się wręcz że niektóre z tych prac już widzieliśmy nie tylko w tych samych pomieszczeniach, ale dokładnie na tym samych miejscach ściany. Ponownie wiodącym nurtem Festiwalu jest ekspresjonizm, jednak niekojarzący się z tym niemieckim oraz geometryzacja. I tu niewiadoma - czy teraz naprawdę tak się maluje? Czy to może wybory jury są aż tak przewidywalne.

Kolejny Przystanek: Gdańsk
I wciąż nie ma lekko - znowu trzeba jechać, tym razem do Gdańska gdzie już w tym tygodniu, w dniach 15 - 18 listopada odbędzie się Festiwal Narracje. Myślę że nie trzeba mocno namawiać do wybrania się w tych dniach do Trójmiasta gdyż od 2009 roku Narracje zdążyły mocno wyryć się w naszej pamięci i wpisać w kalendarze. Wydarzenie oryginalne i ujmujące są otwartością gdyż wychodzi do nas maluczkich na ulice - jest to bowiem Festiwal Instalacji i Interwencji w Przestrzeni Publicznej, prezentujący video i innego typu instalacje na budynkach miasta i nie tylko: w ubiegłych latach mogliśmy oglądać prace wyświetlane na rzece Motławie, czy na rzęsie wyrośniętej na wodzie zebranej w archeologicznym wykopalisku. Owszem, są i wystawy galeryjne jednak wstęp na wszystkie wydarzenia jest bezpłatny, ponadto możemy skorzystać z pomocy licznych przewodników, którzy oprowadzą nas po !wszystkich! miejscach ekspozycji i niepozornych podwórkach, a na końcu wskażą drogę do klubu festiwalowego, gdzie koncerty, napoje i strawa..

Narracje tak jak wszystko, co już powiedziałam, przy każdej edycji miały dobre i złe strony, jednak za każdym razem wywierały podobnie mocno NIEPOJMOWALNE wrażenie. Ja tam jadę.

Ps. Polecam stronę Provosta udostępniającego nań swoje filmy: nicolasprovost.com/films/428/

Zdjęcia profesjonalnie - nielegalnie wykonane komórką schowaną w rękawie, za wyrozumiałość - dzięki.


0
Zobacz także:
    komentarze